sobota, 22 czerwca 2019

Bramka


- Co masz zamiar zrobić? - Dziewczyna, która dopiero co założyła sukienkę z lękiem patrzyła na chłopaka.
Miał dziwny uśmiech i dziwne ogniki w oczach. Niepokoiło ją to.
Kilka minut temu skończyli się kochać.
Nie był jej chłopakiem. Był świetnym kumplem i tylko kumplem, ale jeździł wariacko na motorze. Aż nie można było odmówić, gdy zapraszał na przejażdżkę.
Dziś też nie odmówiła, choć kilka dni temu przyjęła pierścionek zaręczynowy od innego. Był jednak lipiec, sobota i słońce... i on na tym czeskim motorze. Czerwonym i lśniącym, i dzwoniącym tak, że wszystkie psy we wsi jazgotały, gdy przefrunęli przez nią, jak bogowie na rydwanie. 
On pochylony na kierownicę i ona wtulona w jego plecy tak, że aż ją rozpierało. Wtedy już wiedziała, że mu się odda. Skądś. Wiedziała to w swoich udach i piersiach, i w ramionach, którymi kurczowo ściskała jego talię.
Jechał szybko, ale pewnie. Znany był z tego, że nie narażał na niebezpieczeństwo pasażera. Tylko, kiedy jeździł sam, nie bał się życia... życia stracić. 
W lesie zatrzymali się przy dwóch sosnach nazywanych przez znających to miejsce bramką. Na obu były wycięte krzyże. 
Ona również znała to miejsce. Tu zginął Andrzej Chemajek, wtedy, kiedy założył się, że przejedzie na pełnej szybkości przez bramkę.

Odstęp między obiema sosnami nie był szerszy więcej, jak o 15 cm, niż długość obu rączek kierownicy, mierzonych razem.
Nie zsiadając z motoru, ale na wyłączonym silniku, odpychając się nogami przecisnęli się przez bramkę.
- Chyba się przeląkł czegoś - powiedział.

Po czym jednym kopnięciem uruchomił motocykl i odjechali kawałek.
Wtedy powiedziała mu, że go chce. Sama, jakoś jej się wypsnęło. 
A on, jak król jaki, bez zdziwienia skręcił w boczną ścieżkę i znaleźli się na polanie. Tam zrobiła z nim wszystko, co chciała.
Było tak cudownie, że z niechęcią patrzyła na pierścionek.
A teraz się lękała, bo miał te dziwne ogniki w oczach i ten uśmiech, który nie był uśmiechem spowodowanym pięknym kochaniem.
Nie była idiotką i przeczuwała, co mu się roi w głowie.
- Nie rób tego! - Wyszeptała, ale on kazał jej wsiadać i tylko się roześmiał.
Podjechali ponownie do bramki.
- Zsiądź na chwilę – poprosił.
Opierała się, błagała, ale się tylko śmiał. Zsiadła płacząc.
- No i co ci to kurwa, da?! - Krzyknęła, gdy przegazowywał motocykl.
Znowu tylko śmiech był odpowiedzią i ryk motoru nabierającego szybkości.
Odjechał daleko za zakręt. Tylko klang silnika mówił jej, że zbliża się z olbrzymią prędkością. 
Widziała jak zmierza wąską ścieżką wprost pomiędzy dwie sosny.
Zamknęła oczy i czekała na huk. Ale motocykl ryczał i ryczał. Gdy otworzyła je znowu, ujrzała przez mgnienie, jak wpada w bramkę. Zachwiało nim, jakby trącił kierownicą którąś z sosen, ale wyprysnął spomiędzy nich i o mało nie wjechał na niziutką brzózkę, omijając ją w ostatniej sekundzie, bo się oglądał.
Kiedy podjechał do niej, uderzyła go w twarz.
- Nie zmienię zdania - powiedziała - wyjdę za Benka, a już... ale ty... 
- No i bardzo dobrze - odpowiedział i nawet nie pozwolił jej obejrzeć dłoni, z której płynęła mu krew.


Zawadził jednak lekko.

środa, 5 czerwca 2019

Ja zbrodniarz uczciwie zasądzony


Wielokrotnym jestem przestępcą i po wyrokach uczciwie zasądzonych, choć za zbrodnie nie popełnione.
Fakty były przeciwko mnie i to było gorzej dla mnie, a nie, jak zwykle, gdy jest odwrotnie i źle jest dla faktów.
Procedura zasądzania win moich uczciwa była, aż do bólu. Świadków przesłuchano dwóch, albo trzech, jak oznajmia pismo i na to pismo się zaklinających. Moich siedmiu, nie przesłuchano, ale oni niewiarygodni byli, bo nic nie widzieli z tego, co ja nie zrobiłem, a za co uczciwie mnie zasądzono.
Uczciwość i sprawiedliwość tak mnie ujęła, że dłońmi twarz objąwszy, pusty śmiech ukrywałem, by jej nie uchybić, bo mimo karalności, praworządny obywatel ze mnie i sprawiedliwości kalać nie śmiem z poszanowania.
Jednak, jakiś prawo-rządniejszy jeszcze ode mnie obywatel, przez palce me rozcapierzone, mój śmiech pusty zobaczył, mimo jego pustoty i dołożono mi czterdzieści dni za obrazę sądu (co ze skruchą uznaję za słuszne ze wszech miar), jak na pustyni postu, które jako jedyne przesiedziałem w areszcie, bo za inne zbrodnie w zawiasach mi dano.

Tam wreszcie spotkałem  ludzi bez winy najmniejszej.